Jak przeżyć z dzieckiem poza domem – cz. V, lecimy samolotem
29 lipca, 2020
Strasznie się bałam lotu z dzieckiem ale postanowiłam zaryzykować i zarezerwowałam lot tam gdzie już dawno chciałam polecieć. A jak już wykupiliśmy wakacje to oprzytomniałam, że przecież lecimy z dzieckiem to może jakiś krótki lot a nie do razu 5 godzin, no szalona Katarzyno! Zastanawiałam się kto zwariuje w tym samolocie pierwszy i czy czasem nie będzie czekał nas wcześniejszy desant bo pasażerowie będą mieli nas serdecznie dość. Piszę jednak ten post, więc jak widać udało się dolecieć i wrócić a Wam napisze co i jak.
W sumie to nie wiem od czego zacząć… Jak się przygotować do lotu? Najpierw zachowajcie spokój, tylko on może Was uratować 😉 A tak na serio to panika jest zbędna. Ja w sumie najbardziej przejmowałam się zachowaniem dziecka w samolocie do czego dojdziemy na samym końcu.
Najpierw napiszę Wam co powinniście wiedzieć decydując się na lot z wózkiem. Na większości lotnisk możecie oddać wózek bezpośrednio przed wejściem do samolotu, nie przy odprawie bagażowej. Co wam polecam bo zmniejszycie ryzyko uszkodzenia wózka. Niestety nam wózek w drodze powrotnej nie został wydany, został przetransportowany razem z pozostałymi bagażami i został minimalnie uszkodzony. Niestety nie na tyle aby się ubiegać o odszkodowanie bo stara jest minimalna ale jest.
Pewnie zastanawiacie się co z jedzeniem dla dziecka? Otóż możecie je wziąć ze sobą na pokład ale oczywiście musicie pokazać co tam macie. My mieliśmy w dwie strony gorącą wodę w bidonie dla Diany i nikt nie kazał nam jej wylewać. Na Maderze dodatkowo takie wodne substancje były sprawdzane w jakiejś maszynie. Pewnie zapaleni podróżnicy wiedzą o czym tu piszę. Tam również pierwszeństwo przejścia przez kontrole miały osoby z dziećmi i starsze. Przed wejściem do samolotu obsługa samolotu nawet krzyczała, że najpierw dzieci i osoby starsze a potem cała reszta. To miłe. Na Maderze nie musieliśmy również rozkręcać całego wózka, co miało miejsce w Pyrzowicach. Celniczka po prostu sprawdziła go sama i tyle. To też było dużym ułatwieniem.
Przy starcie samolotu radzę dać dzieciom pić lub gumę do żucia dla większych. Aczkolwiek przy starcie nie zatykało mi uszów gorzej było z lądowaniem. Dianie na szczęście nic się nie działo albo działo a ona po prostu dzielnie to zniosła. Za to mi totalnie zatkało uszy i głowa mnie bolała.
Chyba najlepszą radą jaką mogę Wam dać na przetrwanie z dzieckiem w samolocie to wybieranie przelotów w nocy. Nam się trafiło jak ślepej kurze ziarno, ponieważ wycieczka była rezerwowana w listopadzie a lot w marcu. Jednak jeśli wykupujecie coś niedługo przed wylotem zwróćcie na to uwagę. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dzieci po prostu prześpią lot. W drodze powrotnej leciała z nami dwójka starszych dzieci i z tego co słyszałam a raczej nie słyszałam to pewnie też spały. Dodatkową zaletą lotów w nocy jest taka, że nie tracicie dnia na podróż. Owszem jesteście zmęczeni ale jakoś to przetrwacie i będziecie się cieszyć nowym miejscem.
Gdyby jednak Diana nie spała to wzięłam jej na drogę książeczki, coś do pisania i zeszyt po którym mogłabym malować. Zabawki jakie weźmiecie dla dziecka zależą od tego co ono lubi. U nas zawsze jest książeczka, jakieś pisadło i lala, komórką dziecka nie zabawiamy, z resztą w samolocie ciężko byłoby go używać.
Nie wiem jak Wy podchodzicie do sprawy tłumaczenia dziecku na przykład tego, że gdzieś jedziecie albo nie tłumaczenia tylko wrzucania go do auta i heja. Ja od początku zawsze mówiłam Dianie lub tłumaczyłam co ma nastąpić albo gdzie idę i kiedy wrócę. Przed wylotem również kilka razy jej cały plan omawiałam. Mówiłam, że polecimy tym wielkim samolotem co lata nad naszym blokiem a wcześniej obudzimy ją w nocy, weżniemy do auta i tak dalej i tak dalej. Możecie się śmiać, że po co takim malutkim dzieciom tłumaczyć ale u mnie się to sprawdza a dzieci bardzo dużo rozumieją. Spróbujcie sami. Im poważniejsza rzecz tym więcej opowiadania o tym co się wydarzy. Dzieciaki kumają więcej niż nam się wydaje a czasem ich zły humor wynika właśnie z tego, że nie wiedzą co się będzie działo z nimi.
Nie wiem jak Wy podchodzicie do sprawy tłumaczenia dziecku na przykład tego, że gdzieś jedziecie albo nie tłumaczenia tylko wrzucania go do auta i heja. Ja od początku zawsze mówiłam Dianie lub tłumaczyłam co ma nastąpić albo gdzie idę i kiedy wrócę. Przed wylotem również kilka razy jej cały plan omawiałam. Mówiłam, że polecimy tym wielkim samolotem co lata nad naszym blokiem a wcześniej obudzimy ją w nocy, weżniemy do auta i tak dalej i tak dalej. Możecie się śmiać, że po co takim malutkim dzieciom tłumaczyć ale u mnie się to sprawdza a dzieci bardzo dużo rozumieją. Spróbujcie sami. Im poważniejsza rzecz tym więcej opowiadania o tym co się wydarzy. Dzieciaki kumają więcej niż nam się wydaje a czasem ich zły humor wynika właśnie z tego, że nie wiedzą co się będzie działo z nimi.
Miałam Wam napisać o tym jak zachowywała się Diana w samolocie. Rozczaruje Was ale nie będzie dużo pisania bo obie strony przespała. W stronę Madery zasnęła jak samolot wzbijał się w powietrze a z powrotem jak tylko przyspieszył. Po prostu padła. Taaak, moje dziecko jest kochane, wiem o tym 🙂 Ona oba loty przespała praktycznie całe. Tego Wam też wszystkim życzę 🙂
Podsumowując:
– pierwszy lot wybierz w miarę krótki;
– zaplanuj lot nocą;
– weź ulubione zabawki dziecka;
– opisz dziecku wszystko co go czeka ze szczegółami;
– zachowaj spokój;
– myśl optymistycznie 🙂
Pozostałe teksty z serii jak przeżyć z dzieckiem poza domem:
Część I – jesteśmy na wsi.
Cześć II – jesteśmy w mieście.
Część III – jedziemy na wycieczkę poza miasto.
Część IV – jedziemy do UE.
Nowsze