KAB,  W górach

Luboń Wielki i Wieża na Polczakówce

Pierwsza wielka mała wyprawa w Klubie Aktywnych Babeczek. Nie jest łatwo zebrać kilka mam w jednym czasie a mnie się to udało. Miało nas być więcej ale jedno dziecko miało lepsze plany niż mama. Jaśniej pisząc, rozchorowało się. Tak już bywa, dlatego zebrać mamy w jednym czasie i miejscu bez dzieci jest ciężko. Tym bardziej cieszę się, że wyjazd w góry wypalił. Przeczytaj jak się udał.

Wyjcie w góry miało być w większym składzie i w zupełnie innym paśmie. Finalnie pojechałyśmy do Rabki-Zdrój i zdobyłyśmy Luboń Wielki oraz wieżę na Polczakówce. Dzięki naszej wyprawie, mam dla Was super trasę na całodzienny, powolny, długi spacer. Ja już na Luboniu byłam ale zimą i zupełnie inną trasą. Weszliśmy zielonym szlakiem z centrum Rabki a zeszliśmy do Mszany Dolnej. Tym razem zaczęłyśmy w Rabce Zaryte i ruszyłyśmy szlakiem żółtym.

 

Szlak żółty przez większość drogi delikatnie wznosi się w górę. Nie licząc błota nie było większych trudności aby go pokonywać. Po drodze minęliśmy jedną ławkę ze stolikiem i ładnym widoczkiem. Trasa dopóki nie dojdziecie do Perci Borkowskiego nie obfituje w piękne widoczki. Pomimo, że jeszcze nie zdążyłyśmy się zmęczyć, usiadłyśmy na chwilę na ławce i zrobiłyśmy sobie mały piknik. Chwila oddechu od codzienności.

Zrobiłyśmy sobie może 15-to minutową przerwę i nagle tłum ludzi zaczął nas mijać. Nawet się trochę wystraszyłam bo jednak takiej ilości ludzi chciałam uniknąć. Na szczęście to była tylko taka fala i potem znów byłyśmy praktycznie same na szlaku. I tak sobie spokojnie wędrowałyśmy i zawędrowałyśmy do rezerwatu przyrody nieożywionej Luboń Wielki. Na naszej drodze pojawiły się skały. Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że my tam na górę nie wejdziemy. Okazało się chwilę później, że jednak wejdziemy i to jest ta słynna Perć Borkowskiego. Zupełnie inaczej sobie ją wyobrażałam ale o wiele bardziej wolę wspinać się w górę po skałach niż po terenie takim jak „ściana płaczu” na Lackową. O tym szczycie poczytacie tu. Zrobiłyśmy tutaj kolejny przystanek. Tu już widoczki rozpieszczały nasze oczy. Perć Borkowskiego to największe gołoborze w Beskidach i zarazem najciekawsza trasa na Luboń Wielki. Jednak zejść polecam szlakiem niebieskim lub zielonym.

Perć szybko przejdziecie, więc usiądźcie na chwilę i złapcie oddech. Zróbcie sobie zdjęcie, obejrzyjcie widoki, pooddychajcie. Trochę podejść jeszcze na Was czeka tylko po to aby… zejść w dół i obejrzeć piękne skały ukryte wśród kolorowych drzew. Kolejny raz zaskoczyła mnie trasa. To co ukazało się naszym oczom, fachowo nazywa się grzędy i garby skalne, zwane Dziurawymi Turniami. W Rezerwacie możecie poszukać jaskiń, jeśli starczy Wam czasu.

Jesteśmy coraz bliżej szczytu. Już prawie czuję to piwo ze sokiem i pyszne jedzenie, jakie jest zazwyczaj w schroniskach. Tutaj niestety było prawie dobrze bo… koleżanka dostała spaloną zapiekankę. Reszta była wyborna. Ja wzięłam sobie kiszkę po lubońsku i polecam. Na naszym stoliku pojawiła się również kwaśnica i polecany przeze mnie bigos. Wszystkie te 3 dania polecamy ale zapiekanki nie ryzykujcie. Nawet jeśli nie byłaby spalona to mistrzostwem świata nie była. Bigos tutejszy za to jest.

Na szczycie jest bardzo małe Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim. Jak na razie to chyba moje ulubione schronisko. Małe, klimatyczne. W niedzielę był ruch ale nadal całkiem znośny. Jedynym minusem tego miejsca to wychodek. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Zatem kto nie mieszkał na wsi i nie korzystał nigdy z takiego luksusu, ten nie zna życia. Marsz na Luboń Wielki bo korzystanie z niego w zimie gwarantuje niezapomniane wspomnienia i przy okazji porządne przewietrzenie dupska.

Na szczycie jak to na szczytach bywa czeka na Was widoczek. Powiedziałabym, że całkiem niezły. Możecie przycupnąć na chwilę na którejś z ławek lub zrobić ognisko. Wszystko co potrzebne do jego zrobienia, kupicie w Schronisku. Pamiętajcie o gotówce bo inaczej w tym miejscu nie zapłacicie. Ceny są na prawdę spoko.

Czas powoli zawijać się na dół. Przed nami zejście i wyjście na wieżę. Pogoda na razie nie płata figlów ale robi się szybciej ciemno. Szlakiem niebieskim powoli schodzimy w dół. Nie jest on stromy, więc osoby początkujące bez problemu poradzą sobie. Trzeba tutaj zachować jednak uwagę aby czasem nie przeoczyć zejścia i nie iść dalej szlakiem zielonym. Oczywiście nic by się nie stało ale my w planie mamy jeszcze wieżę. Szlak zielony doprowadzi Was do centrum. Błoto nas nie opuszcza, deszczu nie ma ale niedawną jego obecność i tak odczuwamy.

Błotko jednak nam nie przeszkadza, zwłaszcza najmłodszej z nas. Ja w ogóle byłam w szoku bo zastanawiałam się kto robi jasno różowe buty w góry a tu błoto się tego mojego różu nie trzyma. Pisząc ten tekst moje buty są już czyściutkie i nie widać aby miały do czynienia z jakimś błotem. Jeśli ktoś się zastanawia jakiej firma mam buty to Salomon ale nie wiem który model. W tym miejscu pragnę Wam polecić ubieranie na górskie szlaki butów… górskich. Moje akurat są do biegania w górach ale dzięki temu mają odpowiednią podeszwę. Pomimo, że szlak zielony i niebieski nie są ciężkie to już przy takim błocie zwykłe buty sportowe nie dadzą rady. Nie będą miały chociażby odpowiedniej przyczepności.

Opuszczamy na chwilę las ale nie błotko. Dalej podążamy niebieskim szlakiem. W rejonie cmentarza są remonty a przez nie kolejne błoto. Zmierzamy na wieżę, trochę się gubiąc ale spotkana grupka młodych ludzi podpowiada nam gdzie iść. Las przez, który idziemy jest zupełnie inny niż ten, który wiódł na szczyt. Jest taki trochę bardziej mroczny, tajemniczy, niczym z jakiegoś filmu fantasy. Miałam wrażenie, że zaraz zza krzaka wyskoczy jakiś Centaur albo wyjdzie Hagrid. Robiło się powoli ciemno także klimat tego miejsca jeszcze bardziej można było odczuć. Na wieżę dotarliśmy przed zmrokiem, udało mi się nawet wylecieć dronem.

Wieża na Polczakówce znajduje się dokładniej na Królewskiej Górze. Wstęp jak na większość takich miejsc jest za darmo. Kolejne widoczki były przed nami. Na wieży kilka grup było ale tłumami  bym ich nie nazwała. W pobliżu miejsce schadzek mają również miejscowi, którzy zapominają o zabieraniu śmieci ze sobą. Przynajmniej tyle, że w jednym miejscu je rzucają. Z wieży macie 3 możliwości zejścia. Najszybszy wiedzie przez stok narciarski ale też najcięższy dla Waszych kolan. Mnie zejście dobiło. Można wrócić niebieskim szlakiem do Rabki Zaryte albo iść nim dalej do centrum uzdrowiska. Na takie zejścia jak nasze, również lepiej nadadzą się buty terenowe.

Zresztą co ja tu będę pisać, że lepiej mieć buty terenowe. Idziesz w góry to MASZ mieć odpowiednie buty i koniec kropka.

Szczyt/wysokość/pasmo górskie: Luboń Wielki/1022 m.n.p.m./Beskid Wyspowy

Suma przewyższeń: 760 m
Trudność naszej trasy: 2/5
Dostępność schroniska: tak
Dostępność komunikacją miejską: tak
Widoczki: 3/5
Pokonany przez nas dystans: 12 km
Czas: 05:13:08
Czy chciałabym tu jeszcze wrócić? Tak
Wieża na Polczakówce, Królewska Góra: 588 m.n.p.m.

Informacje praktyczne.
Wejścia na szlak żółty szukajcie przy ulicy Zaryte. Jeśli pójdziecie od strony centrum, najpierw miniecie szlak niebieski, którym potem zejdziecie. Proponuje Wam obrać taki sam kierunek jak my czyli w górę szlakiem żółtym a w dół niebieskim aż do wieży. Do Rabki dostaniecie się bez problemu komunikacją miejską – autobusem, busem czy pociągiem. My przyjechałyśmy autem i parkowałyśmy pod stokiem narciarskim, za darmo co jest dodatkową zaletą.
W Schronisku jeszcze raz przypomnę, należy mieć gotówkę ze sobą i uważajcie na spalone zapiekanki.

Po drodze nie zabrało dodatkowych atrakcji. Na szczęście żadnych niespodziewanych przygód nie było. Nie licząc błota, którego miało nie być. Szukałyśmy skrytek Geocaching. Na szlakach często są rozmieszczone przy drzewach. Niespodziewanie udało się zrobić też mały Urbex. Do środka Marysieńki czyli socjalistycznego ośrodka wypoczynkowego nie udało się wejść. Ja wejścia nie znalazłam ale obiekt robi wrażenie, jest piękny i taki posępny. Wieczorem gdy zaszło już słońce, jeszcze lepiej wyglądał.

Wyjazd był zorganizowany w ramach mojej grupy na FB – Klub Aktywnych Babeczek. Klub ma na celu wyciąganie Was kobiet z domu, z dziećmi lub bez. Zachęcanie do aktywności i wspólnych wyjść i wyjazdów. Tym bardziej się cieszę, że udało mi się zebrać pierwsze chętne na pierwsze wspólne wyjście w góry. Kto do nas dołącza? Wystarczy kliknąć w ten link – dołącz do Klubu za darmo.

Zobacz wszystkie miejsca odwiedzone przez Dianę i Kornelię obserwuj, #diankamałapodróżniczka oraz #kornelamałapodróżniczka. Jeśli podoba Ci się ten wpis poślij go dalej. Dziękuje 🙂 Jak odwiedzasz miejsca z mojego polecenia nie bój się mnie oznaczać na zdjęciach abym mogła je zobaczyć i udostępnić 🙂
Zapraszam do śledzenia mnie na IG (buszuj.po.kraju) oraz FB (buszujpokraju).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *