Bieganie

III Rodzinny Mini Festiwal Biegowy „O złotą kózkę”

Zaczynam pisać i zastanawiam się skąd wziął się pomysł abym wystartowała właśnie w Dobczycach i nie mogę nic wymyślić 😛 Nie chodzi o to, że żałuję bo nie, tym bardziej, że biegłam razem z Dianą, tylko skąd sam pomysł? I teraz będę nad tym dumać… A zanim na coś wpadnę napiszę to co wiem czyli czy było warto?

Zalety:
– do wyboru: 5 km biegu albo nordic walking;
– biegi towarzyszące dla dzieci;
– atrakcje dla najmłodszych;
– możliwość startu z dzieckiem w wózku/przyczepce;
– miła, szybka i sprawna obsługa;
– ulotki reklamujące mało znane biegi;
– punkt nawadniania, wspominam o tym ponieważ na 5 km rzadko się to zdarza;
– kurtyny wodne, mnie zaszkodziły ale wiem, że inni pewnie byli zadowoleni;
– świetna atmosfera;
Może już koniec tych zalet? Mam jeszcze coś w zanadrzu 😉
– wspaniali kibice na całej trasie, cała miejscowość żyła tym biegiem;
– brak gigantycznych kolejek do wc.

Wady:
– bieg zaczyna się o 16:00, więc  biegniemy w totalnym skwarze;
– brak galerii zdjęć z trasy biegu głównego i Nordic Walking;
– ciężko było mi znaleźć cały harmonogram imprezy.



Posiłek regeneracyjny: każdy uczestnik dostał jabłko i bułkę. Uważam to za super pomysł, owoc zawsze jest na propsie a bułkę też każdy zje. Jabłko było mega dobre, słodkie, miękkie, duże i nie po przejściach. Bułka też była niczego sobie, nie była zrobiona na odczepnego byle by zrobić a głodny biegacz wszystko zje. Dodatkowo w pakiecie był izotonik a na mecie każdy dostawał jeszcze butelkę wody.
Opłata: najniższa kwota wynosiła 30 zł a w biurze zawodów płatność gotówką wynosiła 55 zł.

Warto/nie warto
Start/meta: Błonia Dobczyckie
Moje oceny: Trasa: 4,5 Cena: 5,0 Pakiet 4,5 Atmosfera: 5! Medal: 5,0
Średnia ocena: 4,8

Moje krótkie podsumowanie III Rodzinnego Mini Festiwalu Biegowego:
Napiszę Wam, że łatwo nie było. Zaczęło się od tego, że za późno wyjechaliśmy i po pakiet przybiegłam dokładnie o godzinie 1530, przynajmniej zrobiłam sobie rozgrzewkę 😉 Byłam pewna na 100%, że z Dianą nie wystartuję bo przecież ja muszę do wc (a tu niespodzianka i brak kolejek), przyczepkę trzeba złożyć, trzeba jakoś dotrzeć na start… a jednak udało się. Gdy biegusiem wracałam z pakietem, mój mąż zdążył przebrać Dianę i złożyć naszą karocę. Natomiast ja za dużo nie myśląc zaczęłam pakować następujące rzeczy do przyczepki: bidon z ciepłą wodą, butelkę z mm, bidon z piciem dla dziecka, bidon z piciem dla mnie, przekąski dla dziecka, sic! Tak, dobrze widzieliście, że ja biegłam z nią tylko 5 km a nie półmaraton. Tym samym dodałam sobie niepotrzebnie kilogramy do pchania. Dotarłam na start, jakoś przecisnęłam się przez uczestników, startując nie stratowałam nikogo, w miarę dobrze przebiegłam przez trawę i było fajnie do około 3 km. Nie twierdzę, że było mi lekko bo w taki upał ciężko mi się pchało wózek ale kibice na trasie dodawali sił. Organizatorzy wspominali, że na trasie będą kurtyny wodne i były… Pierwsza całkiem przyjemna, taka mocniejsza mżawka czego nie można powiedzieć o drugiej. Niestety nie dało się jej ominąć i musiałam przebiec, Diana nie była zadowolona z tego powodu. Bidulka zasnęła i gdy chlusnęła na nią zimna woda po prostu przestraszyła się 🙁 Musiałam zwolnić i ją jakoś uspokoić, na szczęście obyło się bez wyciągania jej i większej histerii. Dzielna dziewczynka <3 Pewnie za rok to będzie krzyczeć: Mama jeszcze raz! 😀 Zapewne nie wiecie ale na mnie takie kurtyny nie działają dobrze. Tak samo jak lodowata woda podczas takiego wysiłku w upale. To już nie pierwszy bieg kiedy po wbiegnięciu w taką kurtynę zaczyna mi się robić słabo i tracę siły. Na prawdę nie miałam siły jej pchać ale przecież nie padnę, całą pozostałą drogę myślałam: musisz biec bo masz dziecko! Myślicie, że najgorsze za mną? O nie, tak łatwo nie ma. Startowaliśmy z Błoń a wiadomo, że tam rośnie trawa, całkiem wysoka. Wiecie co, ja z nią biegam drogami nieutwardzonymi, szutrowanymi etc. ale ta trawa to mi taki opór stawiała, że masakra ale już tak przed samą metą to kompletnie nie wypada poddać się, prawda? Zazwyczaj na ostatnich metrach przyspieszam a tu czułam jakby ta trawa stawała mi oporem ale przebrnęłam i dobiegłyśmy do mety!
Było ciężko, pod koniec biegu bardzo ciężko, ciepło, duszno, momentami mokro ale cały czas panowała tak cudowna atmosfera, że to wszystkie rekompensuje. Napiszę Wam jeszcze, że prawie cała miejscowość kibicowała, ludzie stali na chodnikach, działkach, balkonach krzyczeli, zagrzewali nas do dalszej walki. Niesamowite, tak trzymać!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *