Bieganie

4 Krakowski Bieg z Dystansem dla „Małych Serc”

Jak co roku już od 15 lat w marcu, Krakowski Klub Biegacza „Dystans” organizuje półmaraton marzanny i 4 raz Krakowski Bieg z Dystansem (10 km). Ja w tym roku musiałam zdecydować się na mniejszy dystans. Była to moja 5 marzanna z rzędu. Jest to dla mnie bardzo sentymentalny bieg, ponieważ właśnie pierwszy mój półmaraton biegłam tutaj 23.03.2014 r. Pamiętam jaka byłam zdenerwowana, jak przed maturą 😉 Pamiętam również, że pogoda dopisała jak nigdy, w krótkich spodenkach biegliśmy i koszulkach. Chyba pogoda chciała zrekompensować się za te wszystkie moje i kolegi nerwy, czego nie można powiedzieć o pozostałych latach. Nawet już nie łudzę się, że może za rok będzie pogoda. Krakowski Półmaraton Marzanny jest imprezą sportową, której każdy szanujący się biegacz z Krakowa i okolic nie może opuścić. A tak na poważnie to…. must have każdego biegacza 😉 Pomimo niesprzyjającej aury, atmosfera co roku jest bardzo gorąca. Mogłabym tak zachwalać ten bieg i zachwalać, przejdźmy do konkretów i wad bo takie też są.

Zalety:
– 2 dystanse do wyboru. W tym roku to chyba największa zaleta dla mnie bo 21 km nie byłyby rozsądne ale już 10 owszem a dalej uczestniczę w imprezie. Biorąc pod uwagę ilość osób, które ukończyły krótszy bieg (686 biegaczy), to decyzja o jego organizacji wydaje się jak najbardziej słuszna;
– cudowna atmosfera;
– szybka, miła i sprawna obsługa;
– brak śmieci czyli mnóstwa niepotrzebnych ulotek;
– rzetelne informacje dot. biegu;
– wsparcie Fundacji Schola Cordis;
– ładny medal i koszulka;
– kochane małe dzieciaczki rozdające medale na mecie.
Wady:
– zdecydowania trasa. Nie wiem czy inni biegacze też tak mają ale jak ja mam biegać po Błoniach to coś mi się aż dzieje. Co prawda trasa należy raczej do szybkich ale te Błonia… no nie, jeszcze jak zaczynamy bieg to jest ok bo jakoś to leci a finisz to dramat. Ja za każdym razem mam wrażenie, że ta meta mi ucieka i biegnę i biegnę i dobiec nie mogę;
– posiłki na zewnątrz, co przy takiej pogodzie nie było dobre. Zdaje sobie jednak sprawę, że Organizatorzy nie mieli większego wyboru.

Posiłek regeneracyjny: może drugi czy trzeci raz w życiu zjadłam wszystko co dali. Byłam tak zmarznięta i głodna, że całą zupę dosłownie wchłonęłam. Nawet nie była zła, taka niby grochówa ale bez grochu, doskonale wiem jak to brzmi – grochówka bez grochu 😉 Można było się nią trochę rozgrzać co przy takiej pogodzie było ważniejsze niż jej walory smakowe.

Opłata:kwota zależała od terminu wpłaty. Najtańsza cena 40 zł była do 7.01.2018 r., natomiast w biurze zawodów trzeba było zapłacić 70 zł.

Warto/nie warto
Start/meta: Bulwary Wiślane/Błonia – na wysokości Parku Jordana
Moje oceny:
Trasa: 3,5 Cena: 5,0 Pakiet: 4,0 Atmosfera biegu: 5,0
Medal i koszulka: 5,0
Średnia ocena: 4,5 na 5.
Moje krótkie podsumowanie 4 Krakowskiego Biegu z Dystansem:
Emocji związanych z tym biegiem było dużo. Najpierw strach i niepewność czy dam radę. Kondycje mam dobrą ale muszę myśleć o tym maleństwie, które noszę, więc szaleć nie mogę. Do tego doszła fatalna prognoza pogody. Jednak trzeba być twardym nie miękkim, więc byłam nastawiona optymistycznie do wszystkiego. Wszystko zaplanowałam, jak to mam w zwyczaju. W czwartek przed biegiem plany zaczęły się walić. Mój partner dowiedział się, że musi iść w sobotę na służbę, więc spotkamy się gdzieś na miejscu… W niedziele okazało się, że nagle musi jechać tam i siam i nie wie kiedy przyjedzie a jak już mi powiedział, że będzie o 11 na Błoniach (cały tydzień mówiłam mu skąd mam start oraz wysyłałam informacje nt.) to wybuchłam, czara się przelała. Wyszedł cały stres i totalny brak organizacji mojego partnera. Wzięłam się jednak w garść bo przecież na wielu zawodach byłam zupełnie sama i było git.
Czas przejść do samego biegu. Biegło mi się cudownie, po prostu rewelacyjnie! 🙂 Gdyby nie ciągłe parcie na pęcherz to byłoby idealnie. Przez cały bieg utrzymywałam równe tempo, przerwy na marsz robiłam głównie z rozsądku a nie z musu. Dobiegłam z czasem 1:10:48 co było miłym zaskoczeniem, ponieważ zakładałam czas około 1:20:00, w porywach 1:15:00. Całkiem nieźle jak na 5 mc ciąży i ponad miesięczną przerwę od każdego wysiłku fizycznego. Kryzys mnie dopadł po 5 km, parcie na pęcherz było ogromne, do tego wiejący wiatr w twarz, miałam już dość. Na szczęście na około 6,5 km trasy zawracaliśmy na Błoniach, wiatr wiał w plecy, więc od razu lepiej się biegło. Bieg zaliczam do bardzo udanych, pomimo, że było spokojne tempo a jednak na zawodach biegnę ile sił w nogach i na ile płuca pozwolą a przed samą metą to już w ogóle petarda 😉 Bieganie w ciąży uczy przede wszystkim luzu, zwłaszcza na zawodach oraz czerpania 100% radości z uprawiania tego sportu. I takim miłym akcentem zakończę moje podsumowanie.
 
 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *