Bieganie

Tropem wilczym, Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych

Jest to kolejny bieg do którego przymierzałam się 2 razy. Za pierwszym razem rozchorowałam się i nie pobiegłam a w zeszłym roku to nawet nie pamiętam co było przyczyną. W tym roku postanowiłam biegać tam gdzie mnie jeszcze nie było. Oczywiście na mojej mapie biegowej są biegi must have ale oprócz nich chcę pobiegać jeszcze coś nowego.

Zalety:
– jak w nazwie biegu, ku pamięci Żołnierzy Wyklętych;
– możliwość zwiedzania Muzeum Lotnictwa w Krakowie;
– bieg honorowy na dystansie 1963 m, co było dla mnie świetną rozgrzewką;
– płaska trasa, co daje możliwość bicia swoich rekordów;
– możliwość startu z wózkiem biegowym/przyczepką;
– możliwość startu z dzieckiem;
– kwestowanie na rzecz chorych dzieci;
– koszulki startowe z jednym z Żołnierzy Wyklętych;
– poznanie cząstki historii Polski;
– dużo miejsc parkingowych, my przyjechaliśmy 10 minut przed zamknięciem biura zawodów i nie mieliśmy problemu z zaparkowaniem;
– szybka i miła obsługa;
– mało ulotek;


Wady:
– biuro zawodów w sporej odległości od startu/mety;
– brak rozmiaru L podkoszulków, chyba, że ja tak późno odbierałam pakiet i się skończyły większe rozmiary;
– trudności w znalezieniu info o biegu.

Posiłek regeneracyjny: zupa ala grochówka. Całkiem dobra była, pieczywo było świeże i smaczne. Nie wiem z której piekarni być chleb ale był dobry, bardziej mi smakował niż sama zupa.
Opłata: wysokość opłaty wynosiła 30 zł i można było ją uiszczać do 26.02.2019 r. Po tym czasie zwiększała się do 35 zł z płatnością w biurze zawodów.
Warto/nie warto
Start/meta: Muzeum Lotnictwa Polskiego
Trasa: 4,5 Cena: 5,0 Pakiet 4,5 Atmosfera Biegu: 4,5 Medal: 5,0 
Średnia ocena: 4,7

Moje krótkie podsumowanie biegu Tropem Wilczym:
To był mój debiut z Dianką, w sumie były 3 pierwsze razy ;P bo bieg honorowy Diana odbyła z tatą a mama spokojnie podążała za nimi. I napiszę Wam, że chyba dzięki tej rozgrzewce tak dobrze mi się biegło. Wiem, że tu nie piszę nic odkrywczego ale ja bardzo rzadko robię rozgrzewki. Zazwyczaj problem polega na tym, że przyjeżdżamy za późno aby to zrobić. Ja niestety ale rozgrzewkę muszę zrobić dużo wcześniej przed startem, wtedy najlepiej mi się biegnie.


Wracam do samego biegu. Bardzo się go obawiałam ale nie tego, że na przykład pobiegnę za wolno ale że kogoś stratuję. Jak się po starcie okazało pasy lotnicze, (Kaśka!) są szerokie, więc spokojnie się mieściłyśmy. Dodam, że na Błoniach na zwężeniach byłoby ciężko. Nie miałam w planie biegu szybkiego ale wyszło nie wiele wolniej niż ostatni Bieg Walentynkowy. Co mnie dziwi bo tam biegłam sama a tu po wybojach pchałam moje dziecię. Najbardziej zaskoczyło mnie moje zupełnie inne zmęczenie niż zazwyczaj na zawodach. Jakbym pierwszy raz biegła z przyczepką to mogłabym się dziwić ale przecież ciągle to robię.
Diana przespała fragment trasy, nie wiem kiedy się uśpiła bo na starcie jeszcze oglądała wszystko. Powiem Wam, że doping miałyśmy niesamowity. Jak wbiegałyśmy na metę to organizator prosił o podwójne brawa dla nas. Każdy fotograf na trasie chciał nam zrobić zdjęcie, więc jeśli chcecie rzucać się w oczy to wiecie co zrobić 😉 A jak nie macie własnego dziecka to zawsze możecie pożyczyć 😛 Tak dobrego odbioru nie spodziewałam się, nawet zawodnicy mi bili brawo i dopingowali w miejscu gdzie mijaliśmy się. Było to bardzo miłe i zachęca do dalszych biegów z Dianką. Mimo, że rekordy nie będą bite ale sama przyjemność i zadowolenie dziecka jest najważniejsze.

Pamiętasz o moim Instagramie? Nie, zajrzyj tam koniecznie!



 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *